Skąd mi te Azory w ogóle przyszły do głowy? Nie wiem, w którym momencie pojawił się impuls, ale był na tyle silny, że zignorowanie go nie wchodziło w grę.
Z półrocznym wyprzedzeniem, jesienią 2017 roku zarezerwowałam nocleg na wyspie Flores w absolutnie cudownym Aldeia da Cuada, nieopodal najdalej wysuniętego na zachód skrawka Europy. Rezerwację mogłam odwołać w każdej chwili, ale gdzieś w głębi wiedziałam, że tego nie zrobię. Trzeba było jedynie zdefiniować “jak”, bowiem z Polski dojazd na portugalską wyspę Flores nie należy do najłatwiejszych.
__
Przedłużoną majówkę 2018 spędzam kolejno: w Lizbonie, na Sao Miguel (największej z wysp Archipelagu Azorskiego), poźniej na Flores i oddalonej zaledwie o 15 mil morskich Corvo, na koniec w Porto gdzie jest super huczna feta, bo akurat drużyna FC Porto zdobyła mistrzostwo w piłce nożnej.
Rok i kilka miesięcy później wracam na Azory, tym razem z grupą nieznanych mi pięciu osób mamy żeglować między centralnymi i wschodnimi wyspami archipelagu. Mój osobisty cel jest taki aby… znaleźć “moją wyspę”.
Z tych dwóch podróży powstało niechronologiczne, luźne zestawienie faktów, spostrzeżeń i nieprzecenionych wspomnień.
A jak Azory
Zacznijmy od faktów.
Azory geograficznie stanowią część kontynentu europejskiego, leżą w odległości 1500 km od Lizbony.
W skład archipelagu wchodzi 9 wysp podzielonych na 3 grupy ze względu na położenie:
- grupa wschodnia: Santa Maria, Sao Miguel
- grupa centralna: Pico, Terceira, Faial, Graciosa, Sao Jorge
- grupa zachodnia: Flores, Corvo.
Grupy te oddalone są od siebie średnio o 300 km, a cały archipelag zajmuje powierzchnie 2300 km2.
Z punktu widzenia biogeograficznego Azory razem z Maderą, Wyspami Kanaryjskimi, Wyspami Zielonego Przylądka i Wyspami Selvagens wchodzą w skład Makronezji czyli tak zwanych Wysp Szczęśliwych. Przypadek?!?!;)
W pagórkowato-górzystym krajobrazie dominują cztery kolory: zielony, niebieski, szary i biały. To za sprawą soczysto zielonych pagórków, pastwisk oraz plantacji herbaty, skalistych klifów, terenów pokrytych lawą, licznym wodospadom, niebieskawym hortensjom, jeziorom i przede wszystkim wodom Oceanu Atlantyckiego. To tu można spacerować po krawędzi krateru wulkanu, po jednej stronie podziwiając ocean, a po drugiej jeziora w centrum krateru.
Najwyższy portugalski szczyt jest wulkanem na azorskiej wyspie Pico i ma wysokość 2351 m.n.p.m.
Absolutną bajką są liczne punkty widokowe, z których dostępne są często 360 stopniowe panoramy.
Klimat jest dość łagodny, wilgotny, o charakterze subtropikalnym. Latem temperatura nie przekracza 25 stopni C, zimą nie spada poniżej 15 stopni C. Latem pogoda determinowana jest przez występowanie wyżu Azorskiego, jest to układ ciśnień utrzymujący się nad archipelagiem od kwietnia do końca lata – jest to zwykle czas sprzyjającej aury, doskonale nadającej się do uprawiania turystyki. Jesienią możliwe są tropikalne burze, ulewne deszcze a w ubiegłym roku Azory nawiedził także huragan o pobłażliwym imieniu Lorenzo, co jednak nie szło w parze z jego porywistą naturą. Zimą spora ilość opadów, silne wiatry sprawiają, że pogoda bywa kapryśna, a warunki atmosferyczne zmieniają się z minuty na minutę.

Warunki klimatyczne oraz geograficzna izolacja są przyczyną występowania olbrzymiej liczby ekosystemów i ogromnego zróżnicowania azorskiej flory. Na obszarze archipelagu utworzono 122 obszary Parków Narodowych objętych ochroną. Największym takim terenem jest Parque Natural na Pico, zajmujący prawie połowę powierzchni wyspy. Corvo, czyli najmniejsza z wysp, wraz z wodami przylegającymi, znajduje się w całości pod ochroną. Ochroną objęte są jaskinie, fumarole, pola lawy, kratery i gorące źródła.
Na wyspach mieszka około 240 tyś Portugalczyków, najbardziej zaludnioną wyspą jest Sao Miguel (160 tyś. mieszkańców). Najsłabiej zaludniona jest wyspa Corvo (ok 400 mieszkańców).
Wszystkie wyspy archipelagu wchodzą w skład Autonomicznego Regionu Azory, który posiada własny rząd z siedzibą w Ponta Delgada na Wyspie Sao Miguel i parlament obradujący w miejscowości Horta na wyspie Faial.
Pochodzenie nazwy przypisuje się gatunkowi jastrzębi – açores, jednak taki rodzaj ptasich drapieżników tam nie występuje. Inna teoria nawiązuje do włoskiego słowa azzuro – co oznacza błękit, a tego akurat na archipelagu nie brakuje.
Niektórzy, w tym ja, uważają że archipelag był kiedyś częścią zaginionej Atlantydy.

B jak Bezdroża
Jadąc na Azory po raz pierwszy miałam nadzieję, że będziemy przynajmniej częściowo przemieszczać się autostopem. Każda z wysp jest stosunkowo nieduża a ludzie uczciwi i przyjaźnie nastawieni. Kiedy już przekonałam do tej opcji moją towarzyszkę podroży, okazało się, że łapanie stopa na wyspie Flores jest dość ryzykowne, bo nie ma tam ani dużo mieszkańców, ani tym bardziej ruchu na drogach więc finalnie skończyło się na wypożyczeniu samochodu. Na Azorach można poruszać się i nie spotkać ani jednego auta na drodze. Czasem, mogą zdarzyć się korki, a ich przyczyną jest zganianie lub wyprowadzanie bydła na pastwiska. Ot proza azorskiego życia.
Poza siecią dróg asfaltowych, jest wiele szutrowych dróżek, kiepsko oznaczonych szlaków do mniej popularnych atrakcji, zapędzanie się tam autem z wypożyczalni może być ryzykowne, ale w towarzystwie mieszkańca, który ma auto z napędem na 4 koła, można doświadczyć off-road’u poza utartym szlakiem.
C jak Corvo
Najpierw trochę liczb bo są imponujące;)
Corvo jest najmniejszą wyspą archipelagu, w najszerszym punkcie ma zaledwie 6 km. Należy do grupy zachodniej – to tu najwięcej pada i najsilniej wieje, z tego powodu zimą czasem bywa odcięta od świata mimo, że temperatury oscylują około 15°C. Od najbliższej wyspy Flores dzieli ją niespełna 15 mil morskich.
Stale zamieszkuje ją około 400 mieszkańców. Podstawą lokalnej gospodarki jest rybołóstwo i hodowla krów, których jest około dziesięciokrotnie więcej niż ludzi.
Suma dróg asfaltowych wynosi 10 km (nie, nie zapomniałam zera).
Wyspa znajduje się niemal w tej samej odległości od Nowej Fundlandii co i Półwyspu Iberyjskiego, w związku z tym jest naturalnym szlakiem migracyjnym ptaków między Ameryką Północną a Europą i istnym rajem dla ornitologów i miłośników dzikiego ptactwa. Sama nazwa wyspy corvo znaczy kruk.
Przyrodniczy charakter wyspy tworzą spadające do oceanu klify, prostokątne soczysto-zielone pastwiska, i szeroki na 3 i pół kilometra krater wulkanu Caldeirao. Na dnie krateru znajdują się dwa jeziora z kilkoma małymi wysepkami.
Jedyną osadą na wyspie jest Vila do Corvo.
Podobno przez kilka dni w roku ten zagubiony na oceanie skrawek lądu tętni życiem – to jest 15 sierpnia (trudno powiedzieć, bo w maju nic tego nie zapowiadało) w trakcie obchodów dnia patronki, który zbiega się ze świętem wiatraków. Przez kilka dni koncertują tu zespoły z pozostałych wysp.
Na wyspie Corvo spędziłam kilka godzin i mam dwa wspomnienia – obserwowanie startu odrzutowca i powrót pontonem na Flores. Musicie widzieć, że każda z wysp, nawet najmniejsza ma zarówno port jak i lotnisko. Tam jest najmniejsze lotnisko jakie kiedykolwiek widziałam, niewielki domeczek jest poczekalnią dla odlatujących i security, żadnych sklepów, żadnych szaleństw. Nigdy w życiu nie byłam tak blisko odlatującego samolotu. Najpierw ekscytacja, że można siedzieć na ławce 200 metrów od pasa startowego, za siatką wszystko legalnie i przepisowo… i nagle poczuć gryzące spaliny na twarzy, wymieszane z piachem i żwirkiem… Ospa wietrzna nie zniszczyła mi tak cery jak obserwacja odrzutowca na Corvo;)
Powrót pontonem na Flores przy 4 w skali Bauforta też był dość emocjonujący, piękne słońce, bogate życie w toni oceanu, a my pontonem wyposażonym w silnik motorowy brykamy po falkach. Było kilka bluzgów i skoków żołądka do gardła.
Zapamiętam na długo:)
D jak Desiderata
Początkiem września pogoda na Azorach jest dalej cudowna. Temperatury sięgają 20 kilku stopni, jeśli pada to miejscowo, tęcza jest niemalże codziennym elementem azorskiego krajobrazu, większość dni jest nadal bardzo słoneczna, a dzięki wysokiej wilgotności temperatura odczuwalna wydaje się wyższa niż w rzeczywistości. W tym czasie nie ma zbyt porywistych wiatrów, a ocean raczej sprzyja żeglarzom.
Nie jestem żeglarką, nie mam patentu i czuje ogromny respekt do przyrody. Ocean wydaje mi się siłą, z którą w życiu nie odważyłabym się zadrzeć. Pływałam między wyspami chorwackimi i po naszych Mazurach, ale powiedzmy sobie szczerze – zupełnie nie miałam wyobrażenia o co chodzi w pływaniu po Atlantyku. Wyobrażałam sobie mnie na dziobie jachtu w zwiewnym pareo, skaczące dookoła delfiny, raz na czas ogon ociężałego kaszalota na horyzoncie i gotowanie w warunkach kambuzowych kiedy suniemy po gładkiej tafli oceanu.
Hah, bardzo spoko, ale nie tym razem;)
Pozostałych załogantów poznaję w sobotnie popołudnie, rokuje dobrze. Załatwiamy sprawunki na kambuz, trafiamy na Mercado da Graça – lokalny bazar, gdzie oblepieni fruktozą testujemy najsłodsze ananasy i arbuzy. Zwiedzamy Ponta Delgade, wieczorem zasiadamy na naszej łódce, którą ochrzczono Desiderata (poniżej tekst poematu o tym tytule). Mamy wypłynąć w niedzielę, bo dopiero rano przylatuje nasza pani kapitan.
Kiedy już jesteśmy wszyscy w komplecie, a ostatnie formalności dopełnione, mówimy chwilę o bezpieczeństwie i ruszamy z Ponta Delgada na Sao Miguel w kierunku Vila do Porto na Santa Marii – wyspie oddalonej o jakieś 55 mil morskich. Samolotem ten dystans pokonuje się w 35 minut, my płyniemy przez 14 godzin. Najpierw delektujemy się żaglami rozłożonymi nad naszymi głowami i jasnym niebem, wypatrujemy życia oceanicznego wokoło. Jeden z uczestników ochoczo przejmuje stery, a nasza kapitan widząc, że załogant dobrze sobie radzi idzie na drzemkę. Z błogości wyrywa ją trzask i szarpnięcie. Strzeliła lina, pech chce, że jedna z najważniejszych na łajbie. Jeden z bloczków był wyszczerbiony, więc pod wpływem siły wiatru, sukcesywnie ocierał linę. Bom lata w każdą stronę, sterowność łódki ograniczona, najodważniejszy z ekipy staje pod masztem z korbą i roluje żagiel. Węzłami żeglarstwo stoi więc kapitan jednocześnie opanowana i sprawna reperuje linę, w ruch idą kombinerki, felerny bloczek jest usunięty, ostrożnie rozwijamy grota i płyniemy dalej. Jest późne popołudnie, światło jest ciepłe, adrenalina buzuje, kolejne osoby, w tym nasza głównodowodząca odczuwają dolegliwości związane z chorobą morską.
Jest zaledwie parę dni po pełni księżyca, zafalowanie jest duże. Silna boczna fala czasem przelewa się przez burtę, a zejście pod pokład w celu założenia czegoś suchego jest wybitnie nieprzyjemne – rzuca niemiłosiernie. Nie mogę wyobrazic sobie nawet zaśnięcia w takich warunkach, zwłaszcza w dziobowej kajucie. Zapada zmierzch, Santa Maria ledwie maluje się na horyzoncie, wszyscy mamy kamizelki i jesteśmy przypięci do jakiegoś stałego elementu na łodzi. Dzielny załogant za sterami po mału opada z sił, 3 osoby padły ofiarą choroby morskiej, ploter razi i nikt nie wie jak go przyciemnić. Nie tak rozumiem relaks. Poznaje czym jest tu i teraz, nie myśle o niczym innym jak tylko o przetrwaniu tej nocy. Nad nami ciemno granatowe niebo jakiego jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałam, usiane milionem gwiazd. Wycie wiatru tak przenikające, że wręcz nie do opisania, nikt z nas nie ma ochoty gadać. Chcemy być bezpieczni w porcie. Im bliżej lądu tym większy czuję strach i jednocześnie wyczerpanie, jesteśmy przy wyspach wulkanicznych, a im bliżej linii brzegowej tym więcej skał wyłaniających się z wody. W ruch idzie tablet, totalna koncentracja, żeby wśród ciemno granatowego krajobrazu dostrzec czarne obrysy skał.

W Vila do Porto cumujemy około 2 w nocy, cali i zdrowi. Jeszcze nie wiem co dalej, ale czuję napięcie w całym ciele i wiem, że go nie lubię.
Zdrowa dawka snu kładzie kres długiej nocy. Nazajutrz wita nas słoneczny poranek a my wyruszamy zwiedzać wyspę Santa Maria. Taka była formuła tego wyjazdu, jeden dzień pływania, jeden zwiedzania kolejnej wyspy, przy której cumujemy naszą Desideratę. Santa Maria jest urocza, znacznie spokojniejsza niż Sao Miguel, napisze o niej więcej później. Z każdą minutą z jaką przemieszczamy się po wyspie odczuwam większą niechęć powrotu na łódkę. Pojawiają się planowania w jaki sposób dopłyniemy na Terceirę, kolejną z wysp. Tym razem dystans jaki nas dzieli jest niemalże trzykrotnie dłuższy niż poprzednio i trzeba pływać w wachtach.
Robimy wspólny posiłek, a we mnie jakiś wewnętrzny głos mówi “tu zostań”. Nie ma we mnie paniki, jest trochę żal, przecież zupełnie inaczej sobie to wyobrażałam. Delfiny jeszcze nie skakały wokół Desideraty. Jak tak odejść? Teraz? Lubie nawet ludzi, których poznałam zaledwie dwie doby wcześniej. Rozmawiam z naszą kapitan, mowię, że to nie dla mnie, ona kuma, nie próbuje zatrzymać mnie na siłę. Rozważam wszelkie opcje, może dołącze do nich po tym najdłuższym odcinku, może nie… Tak się przecież nie robi, nie zostawia się załogi jak jest trudno i nie wraca jak jest łatwo i przyjemnie. Zresztą jakie to ma znaczenie jak się robi, a jak nie i kto jest wyrocznią? Mam milion myśli. Nie wiem co będzie, ale na ten moment decyduje zostawić łódkę. Ekipa szykuje się do wypłynięcia, pomagam im odcumować liny, zabieram swoje rzeczy, macham na dowidzenia, a sama łapię stopa do hostelu w centrum miasteczka.
Azorskie hostele są czyste, schludne, niektóre mają nawet basen, a przy tym są stosunkowo niedrogie. Wrzesień jest już poza sezonem więc są też już raczej opustoszałe. Mam wewnętrzne poczucie podjęcia dobrej decyzji. Cały następny dzień spędzam na Praia Formosa, jest mi dobrze. Nie wiem jak długo pojeżdżę po Azorach, zależy od nastroju, budżetu i czasu. Niczego nie planuję, decyduję z dnia na dzień. To się chyba nazywa wolność. Podoba mi się.

E jak Europa to, czy już Hameryka?
Administracyjnie Europa, należą wszak do Portugalii. Ale jak tak dobrze się przyglądnąć, to można zobaczyć serca Azorczyków podzielone.
Zwłaszcza podróżując po wyspie Faial nie brakuje domów, przed którymi wisi zarówno flaga Portugalii jak i gwieździsty sztandar USA (poza Faial wieszanie flagi przed domem, jest raczej niepopularne). Geneza jest taka, że końcem lat 50. na wyspie aktywność wulkaniczna była spora i wyglądała dość nieciekawie. Wulkan Capelinhos zaczął dymić 27 września 1957 roku i nie przestawał aż przez 13 miesięcy. Stale! Pyły i bomby wulkaniczne zafundowały mieszkańcom iście apokaliptyczne sceny. W sumie wulkan wyrzucił z siebie 30 000 000 ton popiołów i lawy, powiększając wyspę o prawie 2,5 km2. Cała zachodnia część wyspy została przykryta półtorametrową warstwą popiołu. Do tej pory widać uszkodzone opuszczone domostwa z kamienia, które sprawiają wrażenie jakby wrosły w ziemie.
Ówczesna administracja Stanów Zjednoczonych umożliwiła ludności Azorskiej przenoszenie się na swoje terytorium, w ramach Azorean Refugee Act. Trzeba było udowodnić, że jedzie się do kogoś, kto zagwarantuje utrzymanie, a w momencie kiedy przyjezdny stanie na własne nogi będzie mógł sprowadzić swoją rodzinę. W ten sposób w ciągu dwóch dekad około 175 tysięcy mieszkańców wysp archipelagu udało się do USA. Część z nich wraca na Azory na stałe, część ma tam swoje drugie domy, bowiem od Nowego Jorku czy Bostonu dzieli ich zaledwie czterogodzinny lot.

W przeszłości także wyspa Santa Maria odgrywała znaczącą rolę w relacjach z USA, tam od 1944 roku znajdowała się lotnicza baza wojsk amerykańskich w czasie II Wojny Światowej. Do tej pory na tej małej uroczej wyspie, mimo że ruch lotniczy ogranicza się do połączeń jedynie z wyspą Sao Miguel, jest jeden z najdłuższych pasów startowych na świecie, który umożliwiłby operowanie nawet concordem.
F jak Flores
Flores zwana wyspą kwiatów jest szóstą co do wielkości wyspą archipelagu. Obecnie mieszka tam około 3700 osób. Została zakwalifikowana przez UNESCO jako rezerwat biosfery w 2009 roku.
Dla mnie to ona stała się inspiracją do marzeń o Azorach. W dalszym ciągu jest słabo znana turystom, ma nieco odmienny charakter od reszty archipelagu – jest jeszcze bardziej zielona niż pozostałe i różnice wysokości względnej są dość wyraźnie zarysowane za sprawą stromych klifów, z których spada około 200 wodospadów, a w kraterze wygasłego wulkanu mieści się aż siedem zupełnie różnych od siebie jezior.
Na wyspie nie brakuje punktów widokowych, z których można obserwować najbliższą z wysp – Corvo. Prawdę mówiąc Flores jest jednym wielkim punktem widokowym.
Jeśli chodzi o infrastrukturę turystyczną, wybór miejsc noclegowych jest dość atrakcyjny, nie ma natomiast zbyt wielu restauracji czy barów. Pod tym względem Flores jest pewnego rodzaju końcem świata. Nie bez powodu moja towarzyszka podróży, kiedy dojechałyśmy na miejsce, pokiwała z niedowierzaniem głową mówiąc ” nooo, przedtem byłyśmy w dupie, a teraz już jesteśmy w dupie dupy”. No cóż, wcześniej widziałyśmy jedynie najbardziej cywilizowaną Sao Miguel i wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy jak sytuacja ma się na Corvo;)
Na Flores nie polecam też polegania na przemieszczaniu się na stopa, bowiem na drogach ruch prawie żaden.
G jak Graciosa
Graciosa jest maleńka, druga z najmniejszych na archipelagu (po Corvo), za to dość gęsto zaludniona bo mieszka tam 4400 mieszkańców. Jest to miejsce bardzo rzadko odwiedzane przez turystów co może dla wielu okazać się atutem.
Graciosa to jedyna wyspa spośród 9 gdzie zasoby wody pitnej nie są duże, a mieszkańcy dodają: “dlatego uprawiamy winorośl i pijemy wino”.
Najciekawszym miejscem na wyspie jest “jaskinia siarkowa” – stoki kaldery obrośnięte są japońskimi cedrami, piniami i akacjami. Chodząc niżej po 183 stopniach, dociera się do tak zwanej katedry, gdzie znajduje się jezioro i kilka aktywnych fumaroli, które przypominają, że jest to nadal aktywny wulkan, tyle że śpiący od 2000 lat. Naukowcy ostrzegają, że nie jest to tak zupełnie bezpieczne miejsce, a ulatniające się gazy, mogą byc toksyczne dla ludzi.
Podobno niezwykłe wrażenie robią okolice latarnii morskiej Ponta da Barca, gdzie ostre, kilkudziesięciometrowe klify spadają pionowo wprost do Atlantyku.
Promy na Graciose pływają wyłącznie od maja do połowy września (wiec hops hops) poza tym można tu dolecieć bezpośrednio z Terceiry regularnym połączeniem SATA airlines.
Produktem eksportowym wyspy są małe ciasteczka – tartaletki w formie gwiazdek z mleczno jajecznym nadzieniem. Pycha!
H jak Hortensja
Hortensjowy szał trwa od czerwca do sierpnia. Gdzie? Praktycznie wszędzie na Azorach. Najwięcej widziałam chyba na wyspie Faial i na São Miguel, ale są na każdej z wysp. Wrażenie robią starannie posadzone przy krawędzi ulic tworząc żywopłot, ciągnący się kilometrami wzdłuż szos. Także pastwiska, zwłaszcza na Faial, są ogrodzone pasmem hortensji, podobno te wydzielają gazy, które działają odpychająco na pasące się krowy, tym samym powodując, że nie rozchodzą się po obszernym zielonym terenie.
Jeśli Azory znacie jedynie z folderów reklamowych albo foteczek na instagramie, prawdopodobnie widzieliście bosą rusałkę w kapeluszu, przechadzającą się wzdłuż hortensjowego korytarza. Gdyby nie fakt, że widziałam hortensje już przekwitnięte, lub dopiero z wolna rozkwitające, też chciałabym zostać taką azorską rusałką:)
I jak Izolacja
O izolacji to my co nieco już wiemy! Jest przecież wiosna 2020 roku i chcąc nie chcąc zostaliśmy odseparowani od wielu swoich bliskich, przyjaciół, ale też od aktywności, które zwykły zapełniać nam czas. Azorczycy na swoistą izolację są skazani cały czas. Mimo, że wyspy między sobą są dobrze skomunikowane, tak samo jak z kontynentalną częścią kraju czy USA, bywają dni kiedy warunki meteorologiczne uniemożliwiają transport. Co ważne, nie na każdej z wysp jest szpital, a atrakcje kulturalne też są dość mocno ograniczone. Wyspiarska izolacja ma też do siebie to, że wiele surowców i artykułów musi być importowanych, co wydłuża i czas oczekiwania i jednocześnie wpływa na cenę artykułów.
Każdy kij ma dwa końce, więc są też plusy odizolowania – pamiętam jedną z rozmów z mieszkańcem wyspy Pico: “u nas prawie nie ma przestępczości, po pierwsze wszyscy się znają, po drugie ukradniesz komuś auto i co z nim zrobisz, znajdą Cię następnego dnia.” I to jest prawda, w żadnym miejscu na ziemi nie czułam się tak bezpiecznie. Co więcej to właśnie na Azorach zdarzyło mi się samotnie łapać stopa, zjeść w knajpie na krechę obiecując, że podczas mojego pobytu jeszcze tam zawitam i zapłacę wtedy. Czy wróciłam? No oczywiście, że tak!
Utrudnienie w dostępności towarów, chociażby do dekoracji wnętrz, sprawia że dążenie do żurnalowego wyposażenia swoich domostw nie ma racji bytu. Kawiarnie, domy, restauracje wyglądem przypominają styl naszych lat 90. są funkcjonalne, a właściciele nie rwą włosów z głowy w pogoni za nowymi trendami homedecor.
Na większości wysp Azorskich mieszkańcy mijając się podczas spaceru pozdrawiają innych przechodniów, podczas jazdy samochodem unoszą rękę w powitalnym geście.
Jak Cię widzą – to dzień dobry! Sami widzicie: raj!
J jak Jedzenie
Nieodłącznym elementem azorskiego krajobrazu są krowy, na niektórych wyspach liczebność bydła znacznie przekracza liczbę mieszkańców. Tam żyją na prawdę szczęśliwe krowy, spędzające całe dnie na pastwiskach, leniwie żujące trawę niezależnie od pory roku. Hodowla jest albo ukierunkowana na produkcje nabiału lub na produkcje mięsa. Na niektórych wyspach wcale nie hoduje się bydła pod ubój – na przykład na Sao Jorge, która słynie z przemysłu serowarskiego. Tam hoduje się około 8000 sztuk krów jedynie na nabiał, pastwiska zajmują około 80% wyspy. O jakości produktów mlecznych może świadczyć fakt niemalże zerowego zanieczyszczenia gleb, wód i powietrza. Zarówno azorska wołowina jak i sery są wyborne.
Alcatra – brzmi prawie jak więzienie o zaostrzonym rygorze, ale jeśli zobaczycie to w menu, bierzcie w ciemno, to mięsne samo dobro – długo gotowana wołowina, podlewana czerwonym winem. Miękka, delikatna, soczysta, podawana zazwyczaj z ryżem lub chlebem. Ślinka cieknie na samą myśl.
Ryby i owoce morza to druga obok wołowiny azorska specjalność. Świeżo złowione, podaje się zazwyczaj prosto z grilla. Wśród serwowanych gatunków ryb dominuje tuńczyk, łosoś, dorsz, wrakoń, miecznik, skorpena, żabnica, morszczuk, wargacz i kilka innych których istnienia nawet nie podejrzewałam. Pewną trudność w zamawianiu ryb sprawia fakt, że na różnych wyspach funkcjonuje inne nazewnictwo dla tych samych gatunków. Polecam loterię, mi nigdy nie zdarzyło się, żebym z niezadowolenia musiała oddać talerz. Polecam też treściwe zupy rybne, kalmary, krewetki i homary.
Wegetarianie i weganie nie będą mieli łatwo jeśli chodzi o stołowanie się w restauracjach. Obiektów serwujących stricte dania roślinne po prostu nie ma. Za to bogactwo jakie otoczy was na lokalnym mercado, wynagrodzi wszelkie restauracyjne rozczarowania. Można też upajać się owocami dziko rosnących figowców, bananowców, czy drzew granatu.
Ananasy uprawia się w szklarniach na wyspie Sao Miguel, a korzenie upraw sięgają jeszcze XVII wieku. Odmiana cayenne daje owoce mniejsze niż gatunki tropikalne, ma też znacznie mniejszą koronę i wyraźniejszą pomarańczową barwę. Są soczyste, słodko-kwaśne i niesamowicie aromatyczne i z jakiegoś nieznanego mi powodu wiszą na haku czupryną do dołu.
Unikatem w skali europejskiej są plantacje herbaty zlokalizowane na wyspie Sao Miguel, dzięki łagodnemu i wilgotnemu klimatowi, oraz spełnieniu wielu czynników naturalnych to na tej europejskiej wyspie uprawa herbaty jest możliwa. Pierwsze sadzonki sprowadzono z Brazylii w XVIII wieku, ale apogeum upraw przypada na drugą połowę XIX wieku, wówczas na wyspie prosperowało 14 fabryk, plantacje zajmowały 300 hektarów i dawały rocznie około 250 ton herbaty. Współcześnie prosperują tylko dwie fabryki herbaty: Porto Formoso i Gorreana.


Wino. Czas świetności azorskie winnice mają raczej za sobą. Dawniej były towarem eksportowym do Anglii, Brazylii, Niemiec, Indii czy do carskiej Rosji. Obecnie prym wiodą winnice z kontynentalnej części Portugalii (sama najchętniej pomieszkałabym jakiś czas w winiarskim Alentejo). Nie mniej jednak będąc na Wyspie Pico warto udać się na degustację i zobaczyć w jak nietypowych warunkach, przez lawę przedzierają się pędy winnej latorośli.
Nie tylko to co się jada, ale też jak się jada ma znaczenie. Kultura piknikowania jest jednym z tych czynników, które bez reszty skradły moje serce. Na każdej wyspie bez problemu można znaleźć kamienne lub drewniane stoły i ławy w otoczeniu przyrody. Miejsca gdzie można rozpalić ognisko lub po prostu w większym gronie na świeżym powietrzu zjeść wspólny posiłek. Nawet u stóp wodospadu…
K jak kąpieliska
9 wysp a białych piaszczystych plaż jak na lekarstwo. Musimy sprawę postawić jasno – jeśli masz nadzieję na plażing smażing na białym piaseczku, lazurową leniwą wodę i długie spacery wybrzeżem, to Azory NIE są dla Ciebie, wręcz mogą Cię solidnie rozczarować.
Większość lini brzegowej to … klify, ewentualnie czarne poszarpane skały wzbogacone o zainstalowane przy nich barierki, żeby móc bezpiecznie skorzystać z kapieli, zdarzają się plaże o dość mocnej ekspozycji na wiatr i silnych falach, gdzie dolną część bikini lepiej mocno trzymać wchodząc do wody. Białe plaże są na wyspach Santa Maria, ale to nie tak, że wszędzie dookoła, zaledwie kilka (Praia Formosa i Praia São Lorenzo) i na Faial (Porto Pim). Azorskim kąpieliskowym ewenementem są naturalne baseny oceaniczne – są to oddzielone od otwartego oceanu naturalnymi skałami i dobudowanymi kamiennymi murkami małe przybrzeżne akweny specjalnie przystosowane do kąpieli. Baseny wypełnia woda oceaniczna, która przelewa się do nich przez kamienną barierę. Na wyspie São Miguel warto spróbować kąpieli w Porta de Ferreira, gdzie podczas odpływu woda jest podgrzewana przez wydobywającą się z dna oceanu lawę.

Na szczęście poza Oceanem można zażywać kąpieli w naturalnych gorących źródłach, rajem pod tym względem jest wyspa São Miguel, zwłaszcza okolice Furnas, gdzie jest zlokalizowany słynny Park Terra Nostra, z basenami wypełnionymi ciepłą wodą z wulkanicznych źródeł. Niezależnie od pory roku i aury dookoła temperatura wody wynosi od 28 do 38ºC.
No i na koniec absolutny hit dla tych, którzy spragnieni zroszenia się w naturalnej wodzie… wodospady:) Na wszystkich wyspach są ich setki, najwyższy ma 90m i jest na wyspie Flores. Ze względu na silny wiatr, większość wody raczej zamienia się skupisko kropli, któremu towarzyszy tęcza.
L jak lata 90.
Osobiście czuje ogromny sentyment do lat 90. Miałam wtedy kilka/kilkanaście lat. Pamiętam zmysłami: dźwiękami muzyki królującej na 18-kach mojego rodzeństwa, letnie poranki i słońce wdzierające się do pokoju w rodzinnym domu, brak przesytu, a jednak dostęp do wszystkiego co było potrzebne. Azory są dla mnie powrotem do lat 90. Do epoki sprzed globalizacji, zanim wystrój wnętrz, restauracji i lotnisk stał się ujednolicony, do czasów kiedy lokalne produkty przypominały o bogactwie każdej z pór roku, kiedy turystyka masowa nie determinowała życia mieszkańców. Do wspomnień kiedy gościnność mieszkańców wynikała z życzliwości i ciekawości względem drugiego człowieka, a nie z chęci zarobienia na obcym (tak, to właśnie sądzę o turystyce w XXI wieku). Azory, póki co, wydają się nie dotknięte zarazą “zastaw się, a postaw się”. Czuję sentyment do kawiarni wyłożonej flizami, obsługą, która mimo, że mówimy w różnych językach komunikuje się uśmiechem i gestykulacją, zupełnie bez foszka, śladu cynizmu czy zmęczenia nadmiarem przyjezdnych. Lubię lotniska, na których nie ma sieciówek, gdzie nie nabija się cen tylko przez fakt, że to lotnisko. Lubię wspomnienie, że właścicielka herbaciarni, przychodzi zapytać czy potrzebujemy czegoś jeszcze, bo musi na chwile podskoczyć do domu i zostawia same zupełnie nieznajome osoby w swoim herbacianym królestwie. Lubię jeździć stopem, rozmowy gdzie zainteresowanie drugą osobą bierze górę nad kurtuazyjną pogawędką o niczym. W końcu lubię ufać ludziom i czuć, że oni nie mają powodu aby nie ufać mi. Jak to się ma do lat 90? Dla mnie to podróż w czasie do epoki sprzed konsumpcjonizmu na szeroką skalę. Błogość i samo dobro.
M jak moja wyspa – jej wysokość Faial

Jadąc na Azory po raz drugi chciałam znaleźć “swoją wyspę”. Czy miałabym szansę poczuć się jak “u siebie” będąc w grupie, realizując założony odgórnie plan podróży?
Ot pytanie bez odpowiedzi.
Po zejściu z łodzi przemieszczałam się spontanicznie, z dnia na dzień przedłużając pobyty tam gdzie czułam się dobrze i gdzie ciekawość sugerowała szukać czegoś więcej. Zostawszy na Santa Marii przewertowałam przewodnik w celu zadecydowania, na której wyspie zależy mi najbardziej. W pierwszej kolejności chciałam zobaczyć Faial – tak zwaną niebieską wyspę.
Tuż przed kupieniem biletu, dostałam wiadomość od załogantów: “Aga wracaj!” Drugi odcinek, mimo że trzy razy dłuższy okazał się znacznie przyjemniejszy i spokojniejszy aniżeli ten, którego doświadczyliśmy na łodzi wspólnie.
Z charakterystyczną dla koziorożca miłością do strategii, przekalkulowałam wszystkie za i przeciw. Wygrało ZA! Kupiłam bilet zamiast na Faial to na Terceire, gdzie zacumowała załoga Desderaty. Następnego dnia musiałam wstać jeszcze przed świtem i dostać się na lotnisko, żeby złapać samolot, a nawet dwa bo z Santa Marii można dostać się gdziekolwiek tylko z przesiadką na Sao Miguel. Dziwnym trafem z tapety telefonu zniknął tekst poematu Desiderata. Później pomimo szczerych chęci dotarcia do ekipy, nie dostałam miejsca w samolocie na Terceire… Odpuściłam. Usiadłam na lotnisku, a w głowie słyszałam pytanie: “dasz już spokój?”
Pomocna Pani w okienku Açores Airlines (SATA), zmieniła destynacje na moim bilecie na Faial. Na samolot, nie czekałam ani godziny. I tak, wierzę że są czasem takie chwile, kiedy wiesz, że jesteś tam gdzie miałaś być.
Faial jest najbardziej kosmopolityczną z wysp archipelagu, to tu znajduje się ogromna marina, w której podobno ruch ustępuje jedynie marinie w Monte Carlo (tak mówią lokalnie, nie wiem czy to fakt), to tędy wiodą trasy niemal wszystkich żaglowych rejsów przez Atlantyk. Przystań w tutejszym porcie jest wielokolorowa, bowiem tradycją jest ozdabianie nabrzeża przez przybyłe załogi własnoręcznie wykonanymi malunkami. Tradycją jest także skierowanie pierwszych kroków po przypłynięciu do kawiarni Peter’s Cafe Sport.
W XV wieku na Faial istniała kolonia flamandzka, a w XVIII wieku Horta, czyli stolica wyspy stała się głównym portem przeładunkowym na drodze morskiej z Europy do Ameryk.
Nad wyspą góruje masyw wulkanu Caldeira o wysokości około 1000m n.p.m. Szczyt wulkanu bardzo często przykrywa chmura, mimo że na pozostałej części wyspy jest słoneczna pogoda. Krater ostatnią erupcję przeżył 1200 lat temu, ma około 2 km średnicy i głębokość 400 metrów. Szlak prowadzący na dno kaldery jest dostępny jedynie z przewodnikiem.
Ale, ale to że Caldeira nie dawała o sobie znać od ponad tysiąca lat nie oznacza, że aktywność wulkaniczna na wyspie zamarła. Prawdopodobnie największą atrakcją wyspy jest wulkan Capelinhos, który obudził się w 1957 roku tuż u wybrzeży wyspy i nie zasną przez 13 miesięcy. Erupcja wulkanu miała miejsce w głębinach oceanu około kilometra od ówczesnych wybrzeży wyspy. Wyrzuciwszy z siebie 30 000 000 ton popiołów i lawy wyspa powiększyła swoją objętość o niespełna 2,5 km kw. Część uległa erozji morskiej, a pozostała, iście kosmiczna część, jest dostępna dla zwiedzających gdzie w starej latarnii morskiej utworzono w Centrum Informacji.

N jak Natura
Wyspy Azorskie są niebem na ziemi dla miłośników przyrody. To tu odzyskuje się wiarę, że nie wszystko jeszcze stracone. Bujna roślinność, wulkany, ocean, intensywność kolorów, lekko drżąca ziemia pod stopami, życie oceaniczne, szczęśliwe zwierzęta, a w zgodzie z tym wszystkim człowiek, który ma świadomość, że jest równorzędną częścią tego ekosystemu. Tu dzieje się najprawdziwsze slow life w komitywie z przyrodą.
Azory NIE są miejscem dla miłośników metropolii, imprez albo poszukiwaczy okazji all inclusive (bo takowych tu po prostu nie ma). Turystyka jest coraz prężniej rozwijającą się dziedziną gospodarki archipelagu jednak próżno szukać tu wielkich sieciowych hoteli czy restauracji. Biura podróży sprzedają tematyczne wycieczki – wspinaczkę na Pico, tour po okolicznych winnicach, zwiedzanie jaskiń i grot, nurkowanie czy podglądanie życia morskiego. Jakże azorska wersja pływania z delfinami różni się od turystki masowej sprzedawanej w parkach rozrywki. Większość atrakcji na wyspie można eksplorować samodzielnie. Wejścia na szlaki piesze albo do Parków Narodowych są zazwyczaj bezpłatne.
Podróżując po Azorach w oczy rzuca się dbałość o otoczenie przejawiająca się w każdej dziedzinie życia począwszy od krystalicznie czystych wód strumieni i jezior, zadbanych parków i przestrzeni zielonych, po regularnie strzyżoną trawę przy szosach. Nie skłamię jeśli powiem, że nie pamiętam abym kiedykolwiek widziała tam chociaż jednego walającego się śmiecia, butelkę czy puszkę.
Mówiłam już, jak kocham tam być?
O jak ocean życia
Zanim portugalski fotograf, Nuno Sá zdobył nagrodę Widelife Photographer of the Year w 2008 roku, a następnie National Geographic opublikowało na okładce zdjęcie jego autorstwa promujące Azory, mało kto zdawał sobie sprawę z tego jakim rajem dla miłośników życia morskiego jest Archipelag Azorski. Dopiero po tym uznano te okolice za jedno z najlepszych miejsc na świecie do nurkowania, a ceny firm specjalizujących się w tej dziedzinie wzrosły kilkakrotnie.
Na wyspach Faial i Pico można nawet zorganizować nurkowanie z rekinami (tylko dla tych o stalowych nerwach). Podobno można tam spotkać gatunek rekina zwanego żarłaczem błękitnym, który zasadniczo żywi się ośmiornicami i małymi rybami… ale jak się nie ma co się lubi… Ja się w każdym razie na spotkanie z takim nie wybieram:)

Ponadto popularną atrakcją jest tak zwany whale watching czyli trwająca kilka godzin wyprawa na otwarty ocean łodzią motorową w celu obserwowania życia morskiego. Najlepszy okres na obserwacje wielorybów (waleni, bo tak brzmi poprawna nazwa ich gatunku) to wiosna kiedy wokół Azorów krąży płetwal błękitny, największy znany ssak świata. Na stałe w wodach otaczających Azory pływa kaszalot, całkiem gruba ryba ważąca od 20 do 70 ton! Noworodek Kaszalota ma 4 metry długości i waży ponad tonę. Najbardziej charakterystyczną cechą tego zwierzęcia jest olbrzymia poziomo ścięta głowa. Kaszaloty mają płuca i podczas oddychania wyrzucają fontannę wody, a na bezdechu pod wodą mogą wytrzymać nawet 90 minut, co więcej dzięki olbrzymiej odporności na zmiany temperatury ciśnienia i gęstości wody, mogą zejść na głębokość nawet 3000m!
Przez cały rok łatwo zobaczyć delfiny.
Część firm oferuje pływanie z delfinami, w cenę zazwyczaj wliczony jest sprzęt do nurkowania i pianki, cały trip trwa 3 lub 6 godzin. Łódź stawiana jest w taki sposób aby przeciąć trasę, jaką obrało dane stado. W pobliżu delfinów pływa się każdorazowo kilkanaście sekund, w odległości nawet do 2-3 metrów od tych niezwykłych zwierząt.
Ponadto w okalających Azory wodach Atlantyku można zobaczyć żeglarza portugalskiego. Zobaczyć i za żadne skarby NIE dotykać. Najbardziej parzące meduzy przy żeglarzu portugalskim to pierdułka. Ten wyglądający jak plastikowa zabawka twór z charakterystyczną falbanką nie ma możliwości kontroli ruchu. Jest zupełnie zależny od ruchów wody, wiatru oraz innych zewnętrznych bodźców. Nie ma możliwości ucieczki przed drapieżnikami. W celu ochrony w komórkach parzydełkowych produkuje jad. Kiedy nastąpi kontakt jego parzydełek z innym obiektem, uwalnia go. Parzydełka żeglarza portugalskiego mogą mieć nawet kilkanaście metrów długości!
Mniej spektakularne, a najbardziej powszechne… na czarnych wulkanicznych skałach, aż roi się od wszelkiej maści skorupiaków.
P jak Pico
Nazywana jest szarą wyspą, a każdy kto postawi na niej stopę choć raz, nie będzie miał watpliwości skąd ta nazwa. W krajobrazie przeważa ciemnoszary kolor skał pochodzenia wulkanicznego. Od czasu zasiedlenia w XV wieku wydarzyły się tutaj aż cztery znaczące erupcje wulkaniczne co sprawia, że charakter wyspy znacząco odbiega od pozostałych wysp grupy centralnej. U podnóży idealnie uformowanego stożka Pico rozciągają się olbrzymie pola wulkanicznego żużlu. Z kolei smoliście czarne warstwy spiętrzonej lawy rozciągają się u wybrzeży.
40 km długości wyspy i 15 km szerokości czyni tę wyspę drugą co do wielkości na całym archipelagu. Obecnie jest stale zamieszkiwana prze około 14000 mieszkańców. Pico najlepiej odwiedzić pod koniec sierpnia, kiedy odbywa się tydzień wielorybniczy Semana dos Baleeiros, unikalna okazja aby zobaczyć wyścig dawnych łodzi żaglowych używanych do połowu wielorybów. Ponadto sezon letni jest jednocześnie optymalną okazją dla tych, którzy chcą zdobyć szczyt Pico, a nawet spędzić tam noc.
Stolicą wyspy i jednocześnie największym portem jest Madalena – urocze miasteczko gdzie w przypadku kiepskiej pogody można zaglądnąć do Muzeum Wielorybnictwa lub Muzeum Wina. To drugie może być interesujące nie tylko ze względu na fakt degustacji;) …ale chociażby dlatego, że uprawy winorośli znajdujące się zaledwie kilka kilometrów obok, objęte są patronatem UNESCO.

Zastygła lawa uformowała olbrzymie pola pofałdowanej, bardzo gładkiej i twardej powierzchni w okolicy miejscowości Lajido, tutaj także znajduje się odrestaurowana typowa azorska wioska.

R jak Religia
Zdecydowana większość mieszkańców wysp to katolicy. Kościół powszechny ma tutaj znacznie większy autorytet niż na kontynencie europejskim. W czasie niedzielnych nabożeństw świątynie są zazwyczaj wypełnione po brzegi. Głęboka religijność azorskiej ludności przejawia się również w masowym uczestnictwie w procesjach i uroczystościach. Współcześnie nadal praktykuje się pielgrzymki pokutne – romarias, których tradycja sięga XVI wieku kiedy wyspę São Miguel nawiedziło potężne trzesienie ziemi. Od tej pory (1522r.) siedem tygodni przed Wielkanocą, wyłącznie męskie grupy zwane ranchos pielgrzymują wokół wyspy, zatrzymując się w przydrożnych kaplicach i kościołach na modlitwę. Obowiązuje post – teoretycznie uczestnicy mogą spożywać jedynie chleb i wodę. Co roku około 2500 mężczyzn bierze udział w tym religijnym wydarzeniu.
Zabawy ludowe i święta religijne stanowią bardzo ważne elementy życia społecznego na wyspach.

S jak Sao Miguel; Santa Maria; Sao Jorge iii sama nie wiem co wybrać:)








T jak Terceira
Na Terceire było mi zwykle “pod górkę”. Za pierwszym razem, kiedy chciałam dołączyć do uczestników wyprawy żeglarskiej okazało się, że nie było dla mnie miejsca w samolocie, uznałam że na pokład Desideraty mam nie wracać i zamiast czekać na kolejny lot zmieniłam cel na Faial. Za drugim razem miałam pojawić się na Terceirze jesienią ubiegłego roku, ale strajk lini lotniczej uniemożliwił mi dostanie się na tę wyspę. Jakkolwiek postawiłam na niej stopę, nawet dwie kiedy wracając z Pico to tu miałam przesiadkę, była więc sweet focia na lotniskowej ściance i poleciałam dalej. Na dłużej wróciłam dopiero w grudniu 2020 i przez 5 tygodni żyłam w drewnianej chatce po środku pola bananowców. To wątek na inną historię 🙂

Terceirę zamieszkuje 56 tyś osób, stanowi ona administracyjne centrum regionu. Nazwa oznacza trzecia ze względu na fakt, że była trzecią odkrytą w kolejności wyspą archipelagu, jednocześnie jest trzecią pod względem zajmowanej powierzchni (385 km2). Nazywana jest często liliową wyspą od koloru kwitnących wszędzie na różowo hortensji. Przyrodniczo jest chyba najmniej ciekawą z wysp z grupy centralnej. Krajobraz tworzy kilka dość łagodnych wzgórz wulkanicznych, a centralną część wyspy zajmuje malownicza szachownica pól otoczonych czarnymi, bazaltowymi murkami. Wybrzeża są urwiste i skaliste. Jedna z nielicznych piaszczystych plaż, pokryta brunatno popielatym piaskiem znajduje się w Praia de Vitoria.
Wyspa zachwyca świetnie przygotowanymi do zwiedzania jaskiniami oraz architekturą miasta Angra do Heroismo (co znaczy zatoka bohaterstwa). Poza architekturą Angra de Heroísmo słynie z festiwalu jazzowego, który odbywa się w październiku. Festiwal organizowany co roku, począwszy od 1999 trwa cztery dni i zjeżdżają się na niego artyści z Europy, Ameryki Północnej jak również lokalni muzycy z archipelagu.
Przez lata w miejscowości Lajes znajdowała się duża portugalsko – amerykańska baza lotnicza. Amerykańskich żołnierzy mieszkających na wsypie z całymi rodzinami można było spotkać na każdym kroku. Swojego czasu, po portugalskiej budżetówce, baza lotnicza była największym pracodawcą na Terceirze, teraz baza została znacząco zmniejszona, ale dalej rozmawiając z lokalsami można zobaczyć, jak duże było jej znaczenie.
W jak wielorybnictwo
Baleia a vista (wieloryb na horyzoncie) – dawne hasło wielorybników, można jeszcze usłyszeć jedynie wśród turystycznych rejsów w poszukiwaniu oceanicznej fauny, jednak w XIX wieku połowy wielorybów były nie tylko silną gałęzią gospodarki wysp Azorskich, ale miał silny wpływ na tożsamość kulturową. Zakaz polowań na wieloryby został wprowadzony dopiero w 1982 roku.

Cały proceder zaczynał się od długich godzin wypatrywania przez strażnika, który dając znaki dymne, wystrzeliwując rakietę, bądź po prostu trzepocąc białą pościelą wskazywał załogom miejsce gdzie dostrzegł wieloryba. Załogi wyciągały swoje łodzie i rozpoczynały poszukiwania, które czasem trwały kilka godzin, a czasem kilka dni. Załogi liczyły zwykle około 7-9 osób i każdy miał swoje określone zadanie – od wiosłowania po wystrzelenie harpuna. Zadanie trwało aż do śmierci wieloryba i dostarczenia go na ląd. Tam porcjowano i segregowano każdą część zwierzęcia. Wykorzystywano każdą jego część – tłuszcz stawał się olejem, smarem albo paliwem, kości po sproszkowaniu stawały się nawozem, mięso było elementem diety, a niektóre partie miały zastosowanie w przemyśle farmaceutycznym lub kosmetycznym.

Jeszcze 40 lat temu wielorybnicy stosowali techniki polegające na rzucaniu harpunów w kierunku zwierzęcia. Współcześnie jest kilka miejsc gdzie można zobaczyć narzędzia, łodzie, urządzenia do przetwórstwa, a także historyczne fotografie dające pełny obraz tym praktykom. Oprócz muzeum wielorybnictwa na wyspie Pico czy stacji wielorybniczej w Porto Pim na wyspie Faial, można zwiedzać również punkty obserwacyjne, w których polowania praktycznie się rozpoczynały. Współcześni Azorczycy bardzo często zaznaczają, że wielorybnictwo nie było okrutną praktyką, ale przede wszystkim sposobem na przetrwanie.

Z jak zaraz wracam
Pisząc te słowa jestem jedną z kilku miliardów uziemionych w domach osób z powodu wirusa lub ludzkiej paniki. Nie mnie oceniać, a przynajmniej jeszcze nie dziś. To upupienie sprawiło, że zamiast w otoczeniu Himalajów jestem dziś przed laptopem i spisuje wspomnienia, którymi z jakiegoś powodu nie chciałam się dzielić. Czasem sabotujemy swoje największe marzenia w obawie, że ktoś nas wyprzedzi, wyśmieje, że sami sobie zapeszymy. A może właśnie tego osobistego zatrzymania trzeba mi było, poskładania myśli w abecadło i zrozumienia, że ja już znalazłam moje niebo… i nie chce mieć innego.
Nie wiem kiedy, nie wiem na jakich zasadach, ale wierzę, że kiedyś przywitam Was na mojej wyspie i nakarmię Was tym co najlepsze: lokalnymi specjałami czyli winem i serem oraz …rodzimymi racuchami ❤
